Armada 2011 na Jamboree - harce w Svanemøllen havn
Data 27.07.2011, 10:50:00 | Temat: Seascouts
Poranny apel 23 lipca zupełnie nie przypominał niczego znanego nam do tej pory z harcerstwa. Można by powiedzieć, że było to raczej luźne spotkanie Rona Browna (koordynatora armady) ze wszystkimi skautami, a nie patetyczny capstrzyk często serwowany nam co rano na obozach. Jedyne, co było uroczyste, to podniesienie bandery. Tym bardziej, że akurat tego dnia dotarła do wszystkich wiadomość o zamachach bombowych w Oslo - pamięć ofiar wszyscy uczcili długą chwilą ciszy, a flaga Danii oraz bandery na wszystkich jachtach zostały opuszczone do połowy masztów.
W czasie apelu skauci stali w kole na placu przed zabudowaniami przystani GRY Scouts. Po podniesieniu bandery i powitaniu wszystkich przez Rona głos zabrała Satu z Finlandii. Satu przedstawiła plan na cały dzień (w tym godziny spotkań liderów - instruktorów skautowych oraz skipperów poszczególnych jachtów, odpowiedzialnych za przebieg części morskiej) oraz krótko nakreśliła ideę Olimpiady Skautowej, przygotowanej przez duńskich skautów na ten dzień.
Gdy skończyła, przyszedł czas na "Prognozę Pogody". Była ona nietypowa i przyciągająca wzrok każdego. Wielu by się zdziwiło widząc dwie urocze "pogodynki" (jedną z brodą) prezentujące treści przy pomocy węża ogrodowego (to tak się w ogóle da?). W całej Danii miało padać, tylko u nas miało świecić słońce... Szkoda, że było tylko...nakładką na wąż ogrodowy.
Po apelu przez krótką chwilę mieliśmy czas dla siebie. Jedni zmywali naczynia po wczesnym śniadaniu, inni porządkowali jachty. Ci, którzy nie mogą żyć bez internetu skorzystali z darmowego łącza w skautowej harcówce . Skipper jednej z norweskich jednostek wspólnie z mechanikiem rozpoczął naprawę pompy silnikowej, na JOSEPHIE CONRADZIE Darek z Kubą sprawdzali stan instalacji elektrycznej. Przestawiono też część jachtów z zewnętrznego pirsu do basenu skautowego, aby możliwie najwięcej osób mogło być blisko siebie - właściwie na zwenątrz pozostal tylko nasz "Józek", którego zanurzenie nie pozwalało na taką ekstrawagancję.
JAK TO JEST BYĆ LIDEREM?
O tym przekonałam sie na własnej skórze przychodząc na spotkanie liderów, którzy mieli obstawiać punkty na grze... ale po kolei.
Całe przedpołudnie oraz znaczną część popołudnia zajęła nam Olimpiada Skautowa - jeden z głównych punktów programu armady Sea Scouts. Stałam się "punktową" na planowanym biegu patrolowym, a moją partnerką była Bianka...z Holandii. W ten sposób dowiedziałam się czegoś o skautingu holenderskim, a także poznałam innych załogantów z jachtu przemiłej koleżanki. Możliwość zorganizowania punktu "COW FOOTBALL" obu nam dostarczyła wielu wrażeń, a duch współzawodnictwa towarzyszył wszystkim przybyłym do nas patrolom.
W czasie olimpiady wszyscy skauci zostali podzieleni na grupy wedlug zasad, których nikt do końca nie rozumiał (chyba nawet sami organizatorzy). W Polsce po prostu odliczono by do sześciu, tutaj przez dziesięć minut biegaliśmy po placu próbując znaleźć swoją grupę, a i tak ostatecznie cała nasza załoga wylądowała w jednym miejscu.
Po podziale i połączeniu się w grupy przystąpiliśmy do właściwej integracji. Każdej grupie przewodziła dwójka liderów wybrana spośród instruktorów obecnych na armadzie. Liderzy grup mieli proste zadanie - zmusić ludzi do zapamiętania imion nowopoznanych skautów. Metody były różne i często towarzyszyła im znana gra "dopasuj przymiotnik do pierwszej litery imienia". Po zapoznaniu się uczestników przyszedł czas na małe co nie co. Zupełnie nieświadomie udało się nam dokonać abordażu (to wszystko przez połączenie czekolady z wygłodniałą załogą!) na czekoladki. Były przepyszne choć sami Duńczycy najchętniej schowaliby je głęboko w bakiście, bo byli przerażeni ilością wchłoniętego przez nas smakołyku.
Program olimpiady był rozdzielony na kilka punktów, z których każdy stanowił integralną całość. Tematycznie nie mialy one większych powiązań - elementami wspólnymi były bardziej cele, jakie należało osiągnąć.
SPOTKANIE SKIPPERÓW
W czasie, gdy rozpoczynała się olimpiada, w harcówce GRY zebrali się niezwykle poważni i ważni ludzie, czyli nasi skipperzy. Obrady były długie, bo i wieści nietęgie. Oto otrzymalismy z kilku źródeł wiadomość, że układ zatok niżowych (cokolwiek to oznacza) jest dla nas wielce niekorzystny, a w niedzielę, w czasie której mieliśmy płynąć do Ystad, najpewniej będzie wiać silny wiatr około 8°B prosto z południa, czyli kierunku, w którym mieliśmy się udać. Tak więc nasi skipperzy poszli na naradę z marsem na twarzach, dumając, co by tu zrobić, aby cały sprytny plan dopłynięcia do Åhus na 26 lipca nie spalił na panewce.
Po dłuższej wymianie spostrzeżeń i argumentów ustalono, że przez całą niedzielę 24 lipca jachty armady pozostaną w Kopenhadze, zaś załogi będą mieć czas na zwiedzenie miasta. Na kolejnym spotkaniu skipperów ponownie miano przeanalizowac sytuację i ustalić szczegóły poniedziałkowej żeglugi (niezależnie od warunków pogodowych, jakie by na nas czekały).
GRILL
Najbardziej wyczekiwanym punktem sobotniego programu była zapowiadana w przedzlotowych biuletynach krowa z rusztu. Kiedy nadeszła pora serwowania specyfiku okazało się, że pod tą enigmatyczną nazwą kryły się grillowana wołowinka, kurczak oraz parówki z boczkiem. Nie zabrakło też znakomitej sałatki oraz deseru - pysznego ciasta w większości opartego na puszystej, bielutkiej bitej śmietanie - który znikł... szybciej niż się pojawił.
Wieczorem dla najbardziej wytrwałych w harcówce GRY przygotowano dyskotekę. Zabawa byla przednia szczególnie, że pojawiło sie na niej kilku bardzo przystojnych druhów... no O.K. - norweskie panny też przyszly.
tekst: Bianka Sieredzińska dygresje i edycja: Piotr PanWac Nowacki zdjęcia: Wiktor Wroobel Wróblewski, Piotr PanWac Nowacki