Tagi
armada chorągiew CWM CWM ZHP w Gdyni drużyna drużyny festiwal Gdynia harcerze instruktorzy jacht jachty Jamboree kadry KHDWiŻ konferencja kurs kursy morze mundury muzyka narada patenty pilot polesie prawo projekt PZŻ regaty rejs rejsy rozporządzenie s/y ZAWISZA CZARNY s/y ZJAWA skauci specjalności sport spotkanie stopnie szantowiązałka szanty szkolenie Teliga warsztaty wodniacy wyprawa zhp zlot łódź żeglarstwo

ZAWISZA CZARNY stoi w La Coruna

Trwają próby sprowadzenia zapasowej części do silnika.
19.08.2012, 19:50:00 (1552 odsłon) Więcej wpisów tego autora

Logo CWM
Jak już pisaliśmy w jednym z wcześniejszych artykułów, s/y ZAWISZA CZARNY stoi od poniedziałku (13 sierpnia br.) w porcie La Coruna w związku z awarią silnika - doszło do uszkodzenia koła pośredniego wału korbowego, spowodowanego (wedle opinii osób przebywających na statku) zmęczeniem materiału.

 

Biuro Centrum Wychowania Morskiego ZHP w Gdyni podjęło próby pozyskania zapasowej części, umożliwiającej szybką naprawę silnika. Jednocześnie do La Coruna wysłano dwóch mechaników z firmy serwisującej silnik statku, by na miejscu można było dokonać właściwej analizy problemu.



Odpowiednią, gotową część udało się odnaleźć w magazynach jednej z firm zajmujących się serwisowaniem dawnych silników MaK Krupp. Wstępna oferta cenowa (9000 EUR) wydawała się być poza zasięgiem budżetu armatora, jednak ostatecznie udalo się wytargować cenę 6000 EUR. Po zdobyciu pieniędzy do biura dostawcy przesłano wiadomość potwierdzającą zakup - pozostaje jak najszybciej odebrać część i przewieźć ją do Hiszpanii.
 
Oddzielnym problemem było zagospodarowanie czasu części załogi szkolnej ZAWISZY (12 osób - z Katowic (50 HDW), Warszawy (72 WDH, 145 WDH, 206 WWDH, 254 WDH) i Wrocławia (14 WGZ, prWrWDW) - znalazło miejsce na pokładzie s/y KAPITAN BORCHARDT, na którym wystartowali w regatach do Dublina). Według oświadczeń armatora, na miarę posiadanych możliwości postarano się zorganizować program na lądzie i na pokładzie statku stojącego w porcie, a jeśli naprawę uda się zakończyć odpowiednio szybko, będzie jeszcze możliwość przeprowadzenia prób silnika na wodzie. Powrót do Polski zaplanowano autokarem, a jesienią, w ramach rekompensaty, przewidziany jest kilkudniowy "rejs pocieszenia".
 
Z ostatnich wieści: 18 sierpnia pokład statku odwiedził konsul honorowy RP w Pampelunie, kapitan marynarki handlowej Angel Tellechea Goyena - człowiek, który od początku problemów z silnikiem wspiera polską załogę (m.in. wynegocjował dla Zawiszy Czarnego znaczne obniżenie kosztów postoju).

Z kolei dziś dotarła wiadomość, wysłana z pokładu s/y KAPITAN BORCHARDT o treści:

 

"Dopiero dzisiaj mamy zasięg w telefonach. Około 2030 przeszliśmy linię mety, widać także brzegi Irlandii.
Przez ostatnie kilka dni Biskaje mocno dały nam w kość. Ze sztormu 10*B wyszliśmy ze złamanym bomem foka i naddartymi żaglami. A także tonami przemoczonych ubrań i butów. Ale - słona woda zdrowia doda
Teraz z niecierpliwością czekamy na Dublin. Mosiądze już lśnią!"



Miejmy nadzieję, że kłopoty poczciwego Zawiasa niebawem się zakończą.

 

zobacz także: ZAWISZA stracił kilka zębów

materiał filmowy: tvp.info/informacje/.../klopoty-zawiszy-czarnego

Ocena: 0.00 (Głosów: 0) | Oceń ten tekst |
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.

Autor Wątek
bianka
Wysłano: 30.08.2012, 17:35  Uaktualniono: 30.08.2012, 17:35
Lejwoda
Dołączył: 09.03.2010
Skąd: Radom
Liczba wpisów: 129
 Odp.: Zawisza Czarny stoi w La Coruna
Ledwo Zawiasowi udało się wypłynąć z La Coruny, a już do niej wrócił. Trochę smutne. Jakby coś nie chciało wypuścić szacownego żaglowca z La Coruny.
Ze swojej strony mogę streścić po części, co działo się w La Corunie, ponieważ byłam tą, której na S/Y Kapitan Borchardt nie udało się przesiąść (niestety, byłam trochę za stara by móc przystąpić do losowania ;) - miejsc było 11, a chętnych w danych wieku trochę więcej :D).
Wyjechałam z La Coruny tydzień temu i byłam w domu, w sobotę 25. sierpnia. Z portu odebrała nas wolontariuszka jadąca busem z Polski.
Dwa dni wcześniej razem z przedstawicielem armatora wyjechało kilka innych osób z załogi.
Po naszym wyjeździe trochę załogi jeszcze pozostało, z tego co wiem Ci, którzy zadeklarowali, że nie muszą wracać do Polski w terminie zakończenia rejsu - nadal są na Zawiszy, ale jest ich garstka.
W sumie minął prawie tydzień od powrotu, a ja i tak nie wiem co mam napisać :P
W La Corunie stanęliśmy praktycznie zaraz po wypłynięciu... jak się okazuje pechowego 13. sierpnia. Holował nas dzielnie S/Y Kapitan Borchardt, a w manewrach portowych pomógł holownik, który cały czas oczekiwał na jakikolwiek gest z naszej strony (swoją drogą nieźle gość się nadarł, aż w końu poustalał wszystko z kapitanem - z rufy miałam na ten holownik dobry widok :P).
Potem wieczorem, zjedliśmy kolację, wybyliśmy na spacer po Corunie - tym razem jego wersję rozszerzoną... Potem w nocy odbyło się losowanie... a rano.. następne losowanie. W pierwszej wersji Borchardtem miało popłynąć 15 osób, jednak okazało się, że to pomyłka, bo miejsc wolnych jest 11, więc rano znów było losowanie. Jedna osoba z Borchardta zamieniła się z druhną, która nie została wylosowana (ta, to miała szczęście!) i tak popłynęło Borchardtem, 12 osób z naszej załogi (a my zyskaliśmy nowego załoganta). Po południu pomachaliśmy im białymi chusteczkami, a sami dalej kombinowaliśmy co zrobić. Atmosfera trochę się popsuła, nie pomagał brak informacji (tak już było przez następne dni) itp. Wachta gospodarcza pełniła jednocześnie wachtę trapową - została wydłużona do 24h, co znacznie ułatwiało poruszanie się po mieście... innym wachtom :).
Generalnie niewiele osób miało nadzieję na wypłynięcie, ale nikt o tym głośno nie mówił. W międzyczasie odwiedziliśmy Santiago de Compostela, czyli taką polską Częstochowę w Hiszpanii :). Było fajnie.
Liczba różnych pechowych zbiegów okoliczności, wydarzeń po prostu była niewyobrażalna. Panował trochę taki bałagan informacyjny, co potęgowało uczucie marności sytuacji w jakiej się znajdowaliśmy - wiadome, awarie się zdarzają (i to nawet dość często :) ), ale jednak czasem odnosiliśmy wrażenie jakby kroki podejmowane na drodze usunięcia awarii (i nas z Zawiasa w razie przedłużającej się naprawy) były chaotyczne. Różne sytuacje bywały, z każdych można i należy wyciągnąć wnioski - teraz już trochę ochłonęłam i jedyne, co chcę, to popłynąć na następny rejs, bo w sumie w takim celu wybrałam się na TTRS. Mam nadzieję, że to się uda.