Poniedziałek, 11 czerwca 2012 roku, godzina 1335. Na torze wyjściowym ze Świnoujścia spory ruch, statki i holowniki idą gęsiego w odległości nie większej niż kilka kabli od siebie. Wśród nich ZAWISZA... Wołamy na „dwunastce” Szczecin Traffic i meldujemy dotarcie do główki falochronu. Dostajemy zgodę na opuszczenie portu – zwrot w prawo i jesteśmy w torze.
O 1540 ponownie wołamy VTS – wychodzimy z ich strefy. Krótka wymiana grzeczności i odkładamy się na Kopenhagę. Jest chłodno – sporą część nieba przesłaniają chmury, barometr od dwóch dni wskazuje 1009 hPa. Niewielka fala nie przeszkadza w żegludze, dobra widoczność ułatwia sterowanie. Kilka minut po szesnastej na pokładzie rozlegają się dzwonki – Alarm ogólny. W kubryku ruch – załoga ubiera się w pośpiechu i wypada na pokład, kilka osób z wachty mającej służbę nawigacyjna zbiega na dół po pasy ratunkowe dla siebie i pozostałych kolegów. Jeszcze minuta i wszyscy pojawiają się na spardeku – zaczynamy ćwiczenia z wykorzystania indywidualnych środków ratunkowych i zasad zachowania przy opuszczaniu statku. - Pasy zakładamy po wyjscju na pokład niezwłocznie i porządnie wiążemy o tak... a nje byle jak - Pan Stasiu Perkowski cierpliwie wyjaśnia obowiązujące zasady. - Tu nie ma nic smjesznego! Bo jak zlje zawiążesz, a potem do wody skaczemy na tak zwaną bombe, znaczy sje na nogi, to zlje zawiązany pas zęby powybija... albo jeszcze gorzej – wileński zaśpiew rozlewa się po pokładzie, wypełniając wszystkie zakamarki statku. Zbliża się wieczór. Kończymy ćwiczenia, wachta kambuzowa powoli szykuje kolację. W oddali, na lewym trawersie widnieje uskrzydlona żaglami sylwetka płynącego równolegle do nas DARU MŁODZIERZY – przy tym wietrze fregata prawie stoi w miejscu. Następnego dnia przed południem docieramy do Kopenhagi. Załoga schodzi na ląd zobaczyć miasto, korzystając z kilku godzin słonecznej pogody. Na pokładzie co pewien czas pojawiają się goście, oglądają statek, zadają pytania. Późnym popołudniem niespodzianka – ZAWISZĘ odwiedza Ola, była retmanka hufca ZHP Łódź-Polesie, od pewnego czasu mieszkająca w Danii. Korzystając z okazji, wraz z załogą szkolną odbywa spacer na saling fokmasztu, cieszy się krótką chwilą spędzoną na pokładzie. Nadchodzi wieczór i musimy ruszać w dalszą drogę. Na Kattegat docieramy po północy. Słaby wiatr z północnego-zachodu, który na Sundzie nie przeszkadzał w żegludze powoli zaczyna tężeć i odkręcać na północ – jest szansa na postawienie żagli. Nieco po piątej w górę idą „trójkąty”, później, już w ciągu dnia dochodzą przednie sztaksle. Żeglujemy przy ładnej pogodzie, szybko pokonując kolejne mile. Następnego dnia przed południem docieramy do Grensboye 2 i meldujemy się w Horten VTS na kanale 18 – dostajemy zgodę na wejście w Oslofjord. Brzegi po obu stronach toru stopniowo się zbliżają, widać coraz więcej zabudowań. Tor wije się między wysepkami i wystającymi z wody skałami. Na szerokości 59º09N zgłaszamy przez radio przejście na kanał 19, później meldujemy się też w Norway Military Office. Ruch na podejściu do Oslo robi się coraz większy, płyniemy blisko prawej strony, aby zostawić miejsce wyprzedzającym nas statkom. Wreszcie żegnamy Horten VTS i łączymy z kontrolą portu w Oslo na kanale 80 – mamy zgodę na zacumowanie przy nabrzeżu Filipstad, niedaleko królewskiego jachtu NORGE. Noc... nie nadchodzi – nawet po północy jest całkiem widno. Przez cały, bardzo długi wieczór i kolejny dzień aż do późnego popołudnia większość załogi zwiedza miasto – a jest co oglądać, bo poza malowniczymi wysepkami pokrywającymi fjord i piękną zabudową centrum metropolii, w okolicy znajduje się wiele muzeów. Można zobaczyć odnalezione i zrekonstruowane łodzie Vikingów, pawilon poswięcony wyprawie na tratwie Kon-tiki, wystawę morską oraz znakomicie zachowany statek wyprawowy FRAM, na którym po raz pierwszy pokonano Przejście Północno-Zachodnie. 15 czerwca wieczorem przestawiamy statek na nabrzeże Vippetangen pod kapitanat portu – czas na pakowanie i oczekiwanie na przyjazd kolejnej załogi. A dalej... Aberdeen.
|