|
Odp.: System stopni wodnych ZHP | Temat: Odp.: System stopni wodnych ZHP przez panwac dnia 11.12.2011, 14:46:31
Widzisz, Ogurasie, a ja pozostanę przy swoich wątpliwościach, nie przesądzając, czy własny system ma sens, czy nie...
Wydaje mi się, że istotny jest punkt wyjścia oraz to, co ewentualnie można by u siebie opracować. No i przede wszystkim, czy mamy potencjał do spełnienia wszystkich wymogów, jakie z tym będą związane.
Zacznijmy od pytania: "Co?". System stopni? To magiczne określenie - z uwagi na fakt, że "patent" do tej pory, a "certyfikat kompetencji" od chwili wejścia w życie nowych rozporządzeń kojarzy się w Polsce z uprawnieniami, ten kierunek myślenia jest naturalny. Ale czy słuszny?! Żyjemy w kraju "zakazowym". Mam tu na myśli to, że w niektórych sferach życia nie wolno nam podejmować określonych aktywności bez posiadania "papierowej zgody". Skoro tak, to zakres tych zgód jest określany odgórnie. 
Skoro tak, to co? System szkolenia! To można przygotować i zarejestrować, ale... tu znowu pojawia się szereg warunków, nałożonych ustawami i rozporządzeniami. Bo poza szczegółowymi programami szkolenia na poszczególne certyfikaty potrzebny jest jeszcze program szkoleń kadry zgodny z zapisami ministerialnymi, spełnienie warunków dot. warunków przeprowadzenia szkolenia (ośrodki certyfikowane itd.), wreszcie wykaz własnej kadry, która zostanie zatwierdzona w ministerstwie. Spełniając te warunki można uzyskać licencję na... szkolenie! A co z egzaminami? Tu oddzielnie będzie pewnie trzeba wystąpić po drugą licencję i spełnić oddzielne warunki wynikające z przepisów dot. egzaminowania.
Dobrze... Pozostając w sferze szkolenia regulowanego ustawami i rozporządzeniami zastanówmy się, czy warto forsować swój system? Najpierw spojrzenie dookoła - ktoś ma takie ambicje? Tak! Jest przynajmniej 5 podmiotów, które to rozważają - w tym PZŻ, który z uwagi na mentalność niektórych osób z władz związku ostatnio poddaje się nieco nastrojom triumfalistycznym i... nadinterpretuje niektóre przepisy. Stąd np. przekonanie, że PZŻ jest jedynym podmiotem umocowanym prawnie do szkolenia i egzaminowania, spełniającym wszystkie wymogi, co prawdą nie jest. PZŻ-owi i jego kadrom przywrócono prawo szkolenia, ale... swoja działalność może on prowadzić z uwagi na wciąż obowiązujące stare rozporządzenie (ministra Lipca) - z chwilą, gdy (pewnie w październiku przyszłego roku) zostanie ono zamienione nowym, PZŻ będzie musiał ponownie przedłożyć nowy program szkoleniowy (dostosowany do aktualnych przepisów) oraz wystąpić o licencję szkoleniową i licencję egzaminacyjną.
Inne podmioty bądź szykują własne systemy szkolenia, bądź rozważają włączenie systemu PZŻ w swoją większą całość. Które? ISSA Poland, PTTK, Liga Morska, Hals... Pytanie po co? Według mnie motywacją jest kasa, chęć promowania własnej marki (w przyszłości certyfikowanie tą marką ośrodków i szkół szkolenia -> kasa), uniezależnienie się od zewnętrznego podmiotu i kadry (mniejsze koszty -> czyli kasa), na koniec przekonanie o słuszności własnego pomysłu na szkolenie w żeglarstwie.
Teraz spójrzmy szerzej. Czy szkolenie na stopnie żeglarskie i motorowodne jest naszym jedynym i najważniejszym celem?
Patrząc na inne stowarzyszenia lub na komercyjne agencje wyraźnie widać, że głównym produktem, który oferują jest bądź wypoczynek, bądź umożliwienie zdobycia uznawanego kwitu w drodze szkolenia. Tylko w nielicznych przypadkach (tam, gdzie działają nasi dawni instruktorzy albo tam, gdzie próbuje się związać klientów na lata, w ramach pewnej zbiorowości) oferta jest szersza.
U nas podstawą jest wychowanie człowieka; w specjalnościach wychowanie poprzez wykorzystanie naturalnych zainteresowań harcerzy określonymi aktywnościami. Czyli, że szkolenie jest tu elementem służebnym - motywuje młodych, a kadrze umożliwia działanie - przygotowanie "specjalnościowej przygody" bądź "wyczynu" na różnych poziomach trudności (i atrakcyjności).
Co nam może dać program wychowania wodnego i morskiego zawierający własny system szkolenia? - Unifikację pewnych procesów (o czym pisałem wcześniej) - w konsekwencji oszczędność czasu i energii harcerzy i kadr. - Możliwość kreowania kadr w pełni spełniających potrzeby wychowawcze ZHP (zdarza się, że specjalista z zewnątrz prezentuje styl bycia... utrudniający wychowywanie harcerzy). - Zaoferowanie tego, co na świecie ma się dobrze, a w Polsce ostatnio umiera: harców na wodzie opakowanych szeroko rozumianą kultura marynistyczną. Zamiast ograniczać się do "jazdy" wielkimi "hotelami na wodzie" (bo na mniej niż 7,5 metra nie trzeba patentu, czyli... to nieciekawe, nic nie daje) przywrócić ideę oswajania z wodą od małego: kajakarstwo, harce na lekkich łódeczkach otwarto-pokładowych, wykapki... i cały zestaw zbiórek lub warsztatów uzupełniających, w sumie gwarantujące działania przez cały rok. Tak wychowanego młodego człowieka w w kolejnych latach nie trzeba będzie na siłę zachęcać do jakiejkolwiek aktywności, wykorzystując patenty jako wabik (żeby cokolwiek chciał zrobić).
W Pireusie widziałem małe dziewczynki, którym bosman przystani wodował 3-4 metrowe łódki (jak nasze Maczki) i na których na kilka godzin w pojedynkę wypływały na morze, szalejąc pod spinakerem w sąsiedztwie toru podejściowego dla dużych statków. W okolicach Sardynii, kilka mil od brzegu widziałem kilkanaście "kadetów" w asyście motorówki, które zasuwały po wodzie w czasie jednodniowego wypadu na morze... itd.
Podsumowując to wszystko i śledząc pomysły innych: - jestem za przemyśleniem systemu szkoleń wodnych ZHP w kontekście połączenia różnych programów w jeden, - jestem za szeroką ofertą harców dla najmłodszych i dostosowaniem wymagań stopni (harcerskich, instruktorskich) do takich działań, - jestem sceptyczny wobec forsowania własnych stopni lub własnego systemu szkolenia ZHP na stopnie państwowe i tylko na stopnie państwowe, gdzie argumentem będzie "bo inni tez tak robią", - na koniec, doceniając pomysł Leona, nie uważam za właściwe wychodzenie do systemu szkoleniowego od naramiennika...
|
|