Temat: Odp.: Instruktorzy żeglarstwa - ale jacy? przez panwac dnia 25.01.2011, 23:04:07
 Popełniasz bardzo typowy błąd myślenia, charakterystyczny dla zawodowców i szkoleniowców. Ot, jesteś przekonany do konieczności szkolenia (ja też), więc upatrujesz w nim gwarancji bezpieczeństwa na morzu (ja nie).
Tymczasem, jak pisałem, kwit nie gwarantuje wiedzy, a jego brak nie oznacza braku kompetencji.
Na wodzie przepisy krajowe i międzynarodowe obowiązują wszystkich, tak samo. Nie ma wymówek - nawet jak masz patent, w przypadku spowodowania kolizji odpowiadasz, czeka Cię dochodzenie. Tam, gdzie nie ma obowiązkowych kwitów rynek regulują ubezpieczyciele: stać Cię na bardzo wysoką stawkę, stać Cię na drogi jacht... to pływasz. Chcesz się szkolić - robisz to w wybrany przez siebie sposób (u dziadka kapitana, albo na kursie). Chcesz ograniczyć koszty ubezpieczenia, chcesz mieć dostęp do wszystkich jachtów u wszystkich armatorów - to idziesz na kurs zakończony egzaminem i certyfikatem.
Jestem kapitanem jachtowym, także instruktorem, ale wiem, że to nic nie znaczy. Nie pływam cały czas, więc zapominam wiedzę - żeby być pewnym siebie, przed każdym sezonem odczuwam potrzebę przejrzenia notatek i przepisów. Gdybym żeglował zawodowo większość dni w roku, byłoby łatwiej, ale... z drugiej strony mógłbym popaść w rutynę - to też nie jest fajne. 
Nie ma znaczenia, czy system szkolenia będzie obligatoryjny, czy dobrowolny - ważne, by żeglarz mógł wybrać dobrą szkołę, by wynosił z niej przydatne umiejętności, a na końcu, by ewentualny kwit miał renomę na świecie.
|