Większość młodych ludzi marzy o przygodach.
Bardzo często widzą oni siebie w owych marzeniach – jako żeglarzy
przemierzających morza i oceany, „sprawdzających” się w
najtrudniejszych sytuacjach, walczących z żywiołem. Inni po prostu
myślą o tym, że fajnie byłoby sobie pożeglować. I jedni i drudzy
stanowią doskonały materiał na przyszłych harcerzy-wodniaków. Jeśli
tylko żeglarstwo zostanie im umiejętnie „sprzedane”, wciągną się w
żeglowanie i pozostaną mu wierni przez całe życie.
Żeglowanie po
harcersku, choć z pozoru przypomina żeglarstwo uprawiane w klubach czy
prywatnie i rodzinnie, w swoim przesłaniu jest zupełnie inne.
Większość żeglujących robi to wyłącznie dla własnej przyjemności,
płynącej ze spędzania czasu na wodzie i pod żaglem lub dla radości
płynącej ze współzawodnictwa. Dla harcerzy wypływających swymi łodziami
na jeziora i rzeki jest przede wszystkim środkiem umożliwiającym
samodoskonalenie. Dlatego wodniacy spod znaku lilijki tak wielką
wagę przykładają do etycznej strony żeglowania. Kontakt z żywiołem
(niezależnie od tego czy będzie to staw czy ocean) wymaga, by dokładnie
wiedzieć, co to oznacza postąpić dobrze, a co źle.
Podstawowym
etycznym nakazem jest niesienie pomocy potrzebującym.
Równie ważna, a może najważniejsza, jest świadomość, że żywiołu nie da
się okłamać. Nie ukryje się przed nim żadna fuszerka, żywioły zaś nie
pozwolą okłamywać samego siebie. Zawsze wystawią obiektywne świadectwo
naszym umiejętnościom i charakterowi. Taka sytuacja daje możliwość
wpojenia w harcerzy absolutnych zasad etycznych. Zasad
potrzebnych w coraz bardziej relatywizującym się świecie – wartości
względnych. Oczywiście takie wychowanie etyczne nie dokonuje się samo
przez się. Potrzebny jest instruktor! Instruktor, który zaaranżuje
odpowiednie sytuacje oraz osobistym przykładem pokaże młodemu druhowi –
co jest dobre a co złe. Aby młody, gdy już sam stanie w sytuacji
realnego zagrożenia na wodzie, nie wahał się z podjęciem decyzji ani
chwili.
Żeglowanie jest zabawą, ale taką, która stawia człowieka w
obliczu ryzyka. Zmusza do przeprowadzenia dialogu z samym sobą.
Poznania swoich silnych i słabych punktów. Potrafi utrzeć nosa różnym
„kozakom” i pokazać, jak twardzi potrafią być ci, na co dzień
niepozorni i cisi. Uczy, po prostu, prawdy o sobie.
Poprzez stale zmieniające się sytuacje zmusza do stałego kształcenia
się, nie pozwala na schematyczne działanie, nakazuje pokorę wobec sił
natury. Oczywiście wielu pływających nie dochodzi do takich refleksji –
ale właśnie uprawianie żeglarstwa po harcersku powinno do nich
skłonić...
Innym aspektem zabawy pad żaglem – jest poczucie harmonii
z naturą. Harmonii promowanej dziś przez „zielonych”.
Ekologów walczących z niebezpiecznymi mitami o nieograniczonych
możliwościach kształtowania środowiska przez człowieka i opłakanymi
skutkami postępowania opartego na takiej wierze.
Załoga –
wachta, to na łodzi w sposób naturalny kształtuje się ta podstawowa
cząstka drużyny, jaką jest zastęp. Bardzo szybko następuje wdrożenie zasad
współodpowiedzialności – „jeden za wszystkich, wszyscy za
jednego”. Aby łódź bezpiecznie płynęła, jednakowo potrzebna jest praca
wszystkich członków zespołu: sternika i tego, kto zmywa garnki po
obiedzie. Interesy wszystkich członków załogi są tak silnie powiązane,
że nie znajdzie się tam miejsce na jakiekolwiek niedoróbki i fuszerki.
Załoga podporządkowana jest sternikowi – trzeba schować do kieszeni
swoje „widzimisie” i jednocześnie zrozumieć, że dyscyplina to nie
wymysł i szykana, ale konieczność.
Żeglowanie to również szkoła
przeżywania piękna, którym obdarowuje nas natura.
Jednocześnie jest to sport, gdzie wciąż obowiązuje sztywna etykieta,
mająca swoje głębokie historyczne uzasadnienie, ucząca elegancji.
Bardzo często na właściwie prowadzonych obozach żeglarskich można
obserwować metamorfozy młodych ludzi – na co dzień abnegatów, którzy
ni-stąd ni-zowąd zaczynają dbać o łódkę, bawi ich właśnie
przestrzeganie zasad etykiety. Jest to zrozumiale, bo żeglowanie daje
poczucie ekskluzywności, wyższości nad zwykłymi śmiertelnikami –
„szczurami lądowymi”.
Kontakt z wodą i żaglami oznacza, prędzej,
czy później, spotkanie z kulturą marynistyczną.
Kulturą w formie piosenki, obrzędu, historii obyczaju, malarstwa – a
więc uczestnictwo w jednej z najstarszych i najbardziej uniwersalnych
dziedzin twórczości ludzkiej.
Powyższy szkic to tylko pobieżny
przegląd możliwości wychowawczych, jakie stwarza żeglarstwo. Cała
sztuka polega na tym, aby umieć je właściwie wykorzystać stosując
metodę harcerską, zaczynając od najprostszych harców wodnych na
pobliskim stawie, a kończąc na dalekich morskich wyprawach.
Trzeba
również pamiętać, że żeglarstwo źle robione potrafi bardzo skutecznie
demoralizować i wtedy drużyna zamienia się w klub. A poszczególni
harcerze przyjmują różne dziwne role – od pseudo-regatowców począwszy, a
na wulgarnych, mających wszystko w nosie, matrosach
skończywszy.
Warunkiem tego, aby cała zabawa była udana i
osiągnęła zamierzony cel jest odpowiednia przygotowana kadra
instruktorska i właśnie w drużynach wodnych jest to szczególnie
ważne, głównie z powodu obowiązków spoczywających na instruktorze.
Instruktor jest tu odpowiedzialny za życie podopiecznych oraz wymaga
się od niego posiadania odpowiedniej wiedzy fachowej niezbędnej do
prowadzenia łodzi i zajęć na wodzie.