Jeśli tylko mamy samodzielne programowo i organizacyjnie wielopokoleniowe, kilkudziesięcio- czy nawet stukilkudziesięcio-osobowe środowisko wodniackie (np. szczep wodny, ośrodek, retmanat czy „śląską drużynę” wielopoziomową), to nawet najmłodsi mogą spróbować prawdziwej specjalności – dostosowanej oczywiście do ich wieku.
I tak, odpowiednio:
O wycieczkach do prawdziwego portu, czy wyjściu do prawdziwej stoczni na prawdziwy chrzest prawdziwego statku nawet nie wspominam.
Uwaga! Do prawdziwych działań potrzebne jest zaplecze. Zaplecze ludzi, specjalistów, pasjonatów, którzy w danym środowisku sami rozwijają siebie, realizują swoje hobby, zdobywają doświadczenie – a czasem przy okazji mogą uchylić rąbka swoich tajemnicy najmłodszym. Nie jest właściwym gromadzenie i zatrzymywanie kadry tylko do „obsługi” zuchów, gdyż starsi wciąż muszą sami się rozwijać.
Niestety gromada działająca samodzielnie – na pustyni kadrowej i sprzętowej – to faktycznie tylko może obrzędowo ubierać granatowe bluzy i klepać pląsy w marynarza i gry w piratów – a to jest tylko fabuła, a nie specjalność.
Widać, że wodna gromada zuchowa ma sens tylko i wyłącznie działając w samodzielnym środowisku wodnym – np. szczepie, drużynie wielopoziomowej albo ośrodku. Tylko mając zaplecze w starszych wodniakach i żeglarzach, tylko i wyłącznie pokazując, że jest coś dalej. Jak będą starsi, będą potem rejsy śródlądowe, morskie wyprawy, itd. Koniecznie musi być możliwość przejścia dalej do harcerskiej drużyny wodnej.